-Tak musisz siedzieć, to bardzo ważne. Wodzę trzymaj w ten sposób...
Nieśmiało dotknąłem dłoni Angeli i ułożyłem je odpowiednio, najniedelikatniej mogłem.
-Dobrze. Głowa do góry.
Podniosłem linę z ziemi jeden koniec przywiązałem do ogłowia Lyry, a drugi do mojego siodła. Wsiadłem na konia i ruszyliśmy.
-Nie będziemy galopować, nie bój się. Musisz się rozluźnić.
Przechadzając się w ten sposób po obozie przestawiałem Angeli każde miejsce. Kiedy doszliśmy do zatoki Long Island było już dosyć późno, słońce zmierzało ku zachodowi. Zsiadłem z konia i pomogłem zrobić to Angeli. Przywiązałem rumaki do drzewa i usiadłem na piasku patrząc w morze...
-Pięknie tu...
Angela?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz